Nie potrafię powiedzieć, skąd wzięła się myśl o szyciu tekstylnych obrazów...
Rysować za bardzo nie umiem, malować wcale, ale od momentu, kiedy w domu pojawiły się tkaniny, od razu pojawiła się ta myśl. Myśl w zasadzie od razu była - jakby to ująć - wizją. Wiedziałam dokładnie, co chcę zrobić, natomiast nie wierzyłam za bardzo, że mi się uda. Moja niewiara nie przeszkodziła mi w podjęciu wyzwania i tak w ciągu kilku godzin powstała moja impresja materiałowa na temat kwiatów w wazonie.
Nie spodziewałam się, że zabierze mi to tak dużo czasu. A tu samo projektowanie kwiatków trwało ponad pół godziny. Potem mozolne wycinanie elementów (teraz już wiem na pewno, że kupię matę do patchworku, która bardzo ułatwi to zadanie), zaprasowywanie, dopasowywanie flizeliny i w końcu szycie. To ostatnie w sumie szło sprawnie, choć nigdy wcześniej nie musiałam wymieniać tak często koloru nici w maszynie.
Te wszystkie czasochłonne czynności nie zmieniają jednak faktu, że tworzenie tej - chyba mogę tak nazwać - dekoracji sprawiło mi mnóstwo radochy. I myślę, że wkrótce do tego wrócę.
Cały czas po głowie chodzi mi pomysł zagospodarowania jednej ze ścian takimi tekstylnymi obrazkami. Tylko której..? Mam w czym wybierać, bo po remoncie w zasadzie wszystkie są puste. Czekają na tę jedną właściwą półeczkę, szafkę, dekorację, czy co tam jeszcze można na ścianie powiesić.
A tymczasem "kwiaty w wazonie" przycupnęły na starym kredensie i tak się w niego wpasowały, że już nie mam ochoty ich przestawiać.
Tyle o kwiatkach. A tu jesień w pełni. I zima idzie...
To już niech te kwiatki sobie tak stoją:) Do wiosny, a co!