Ciąg dalszy puszkowego oklejania. Ręcę się kleją, stół się klei, oczy mi się kleją, bo Maćkowi sen się w nocy nie kleił... Ale wszystko marność, bo i tak najważniejsza jest zawsze ona. Puszka. I pewnie niejedną przyjdzie mi jeszcze uwiecznić dla pamięci potomności, bo w ruch idą nowe akcesoria pasmanteryjne...
Wracam do źródła. Wracam do tkaniny. Oklejam klejem, dlatego wszystko się klei. Bo oklejanie puszki to jest robota paćkająca wszystko wokół. Tym razem paćkam przez groszki. Groszki dla Inki, bo kurę też w groszki dostała.
Po raz pierwszy brzegi puszki oklejałam wstążką i tasiemką bawełnianą. Klej jedyny i niepowtarzalny: Magic. Innych próbowałam, ale nie kleiły, tylko się ślizgały. Magic daje radę, chyba, że coś odpadnie, to mi Inka powie. I co dostałam w zamian? Ha, o tym już innym razem, ale strasznie niesprawiedliwa była to wymiana...
Dwie kolejne puszki to już zamówienie Karoliny na 2-gie urodziny Tytusa. Strasznie mi miło, że puchy ozdobią stół jubilata. Wzór znany z poprzedniego posta, bo dokładnie takie zrobiłam dla mojej mamy. Dla tych, co nie widzieli, chodzi o takie coś:
Przy okazji puszkowe krok po kroku, bo trafiają do mnie pytania, czym to dokładnie oklejam, czym maluję puszkę i dlaczego tkanina nie przesuwa się i nie marszczy. Otóż... To są czary-mary, a ja odprawiam w trakcie oklejania modły, żeby wszystko się udało:)
A dokładnie wygląda to tak:
Puszki nie maluję, tylko oklejam odpowiednio przyciętym kawałkiej papieru. I ten papier przyklejam do puchy za pomocą zwykłej taśmy klejącej. Dzięki temu oszczędzam czas na malowaniu, maskuję oryginalne napisy na puszce, a przede wszystkim daję tkaninie dobre podłoże do przyklejania. Bo baweła i papier lubią się bardzo kleić do siebie...
A powyżej przyklejam taśmą końcówkę papieru.
I teraz tkanina, którą przyklejam klejem Magic. Smaruję pasek kleju co 2-3 centymetry i przykładam materiał. Ważne, żeby go nie naciągać!! Tylko spokojne rozwijać.
A potem już zostaje zabawa z oklejaniem brzegów. I już :)