Radość wielka mnie rozpiera. Duma też mnie rozpiera. Bo w końcu stało się!
Uszyłam spódnicę!!!
Sama, normalnie uszyłam!!
Po dziesiątkach uszytych poszewek, firan, fartuszków, podkładek, kwiatków, toreb i czegoś tam jeszcze, uszyłam ciuch dla człowieka. A konkretnie powstała:
SPÓDNICA DLA WRÓŻKI O ASPIRACJACH BALETNICY
Zdjęcie zrobione o 7 rano, przed wyjściem Dusi do przedszkola. Dziś witają lato i strój na biało był obowiązkowy. Wianek też. Ale najważniejsza jest ta spódnica! Dusia uwielbia wszystkie fruwające sukieneczki, lubi bawić się w księżniczki, tancerki i lubi stroić się jak dama. Dlatego na moją pierwszą robotę ciuchową wybrałam właśnie taki model.
Ja wiem, że to jest tylko spódnica z firany... Ja wiem, że żadne to wielkie osiągnięcie. Ale jednak fakt, że sama uszyłam coś do ubrania dodaje skrzydeł! I to srzydeł wielkości odrzutowca! Jakbym przeszła na jakiś wyższy poziom wtajemniczenia szyciowego... Taki upgrade.
Ale powiedzieć muszę, że łatwo nie było.
Spódnicę uszyłam z głowy, bo nie rozeznaję się jeszcze w wykrojach (Burda niczym czarna magia mi się jawi...). Wymiar wzięłam z innej spódnicy Dusi. Miałam wizję i ku niej kroczyłam. Pierwsza wersja wyszła fatalnie. Cięcie. Prucie. Przez przypadek przyszyłam dwie warstwy firany do podszewki. Prucie. Znów przeszyłam dwie warstwy. Prucie. W tym momencie pomyśłam sobie, że może jednak trzeba było uszyć spódnicę z koła. Ale przetrwałam chwilę słabości. Trzy godziny trwało to wszystko. Czyli jednak strasznie długo, ale teraz mogę ją uszyć w półtorej. I pewnie stworzę kolejną. I kolejną. Bo firan mam dużo :))
I skoro już powstała spódnica, co dalej? Bo na pewno będzie coś dalej! Może spodenki, może spódnica z koła... Jeju, jeju...
Upgrade done.
Yeah:)