To już ostatnia niedziela. Cudnie.
Cieszę się na ten fantastyczny czas w roku.
I w ogóle nie wkurzył mnie brak miejsca parkingowego w galerii handlowej.
I w ogólne nie przeszkadzał tłum ludzi w sklepach.
Przecież ja też tam byłam i tłok robiłam.
A cieszę się tym bardziej, że trzy dni przed wigilią wszyscy chcą się pozbyć towaru świątecznego,
więc wyprzedaże idą pełną parą. Skorzystałam, a jakże!
***
Tymczasem płonie ostatnia świeca adwentowa.
Wymyślnej metamorfozy nie zrobiłam.
Taśmy dekoracyjne z przemiany świecy numer 2 bardzo mnie przekonały,
więc czwartą też udekorowałam w ten sposób.
Niewiele nowego w te Święta u mnie. Wszędzie czerwień.
Taka nudna jestem, ale po prostu inaczej nie da rady.
Ta czerwień sprawia, że dom wygląda zupełnie inaczej.
Już nie tylko biel i beż, niebieski to już całkiem się chowa.
Wszędzie jest ta ciepła, radosna czerwień. Teraz spotęgowana przez maleńkie lampki, które rozświetlają kąciki dekoracyjne.
W galerii handlowej odwiedziłam wyprzedażowy kącik w Empiku. Same rarytasy.
Nie oparłam się cudownej puszeczce, w której zakochałam się na blogu
Karoliny, gdzie można teraz takową wygrać. Nie wiem, czy wygram, więc wzięłam tę ostatnią! I jeszcze spotkałam renifera w samolocie, który jest chyba spełnieniem jakiegoś mojego marzenia z dzieciństwa. Od razu byłam z nim przy kasie.
I ostatnie pamiątkowe migawki świąteczne.
Czekamy.
Jeszcze jutro kolejne zakupy, kilka spraw do załatwienia, pieczenie ciastek...
Cieszę się każdą chwilą przygotowań.
Czego nie zrobiłam, już nie zrobię i trudno.
Okna nie uciekną, prasowanie też (choć mogłoby...), a reszta jakoś na bieżąco zejdzie.
Czekają mnie same przyjemności: pieczenie placków, dekorowanie pierników, pakowanie prezentów, a wszystko wśród radosnego chichotu dzieciaczków.
Czego chcieć więcej?
A że dużo ludzi w sklepach? Że ciasno? Że biją się o karpia? Że się kłócą na parkingu?
Banały, to wszystko są tylko banały.
Jest dużo ważniejszych spraw. Banały całkowicie odpuszczam.
Raduję się!