Już prawie postanowienie legło w gruzach...
Ale się zebrałam i - z opóźnieniem - udało mi się przerobić trzecią świecę adwentową, która w ubiegłą niedzielę powinna była się palić. Ale się nie paliła, bom cały dzień spędziła na Rękoczynach w Bydgoszczy- świetnej imprezie ku chwale hand made.
W końcu poimprezowo zasiadłam do trzeciej świecy z dokładnym planem metamorfozy i wyidealizowanym w głowie obrazem efektu końcowego.
Bo miały być kropeczki...
Czerwone kropeczki, co się słodko w różne kształty romantyczne układają...
Szybko jednak wyszło na jaw, że mocno przeceniłam swoje przeciętne umiejętności plastyczne i kropka kropce równa nie była, a i kółko wokół "trójki" poszło w kierunku owalnym... I się lekko sfrustowałam.
Jeszcze próbowałam jakoś ratować sytuację dokładają kolejne kropki, ale było tylko gorzej.
W końcu wstałam, zarzuciłam dwucentymetrowym włosem i udałam się do przepastnej szafy, w której już spoczywały rolki papieru świątecznego. Dwie minuty później świeca wyglądała już tak:
Wszak "trójki" na świecy nie widać, ale...
Dziecko przyszło ze szkoły i co pierwsze rzekło? Ha!
"Mamo, jaka ładna świeczka! Jak to zrobiłaś?"
No, wiadomo, ma się ten talent plastyczny... Ehę, ehę ;)
A już miałam ci wysyłać przypomnienie co do świecy No3 ;p
OdpowiedzUsuńGrunt to mieć pomysł i wyjść z każdej sytuacji :) Nic dziwnego,że dziecko od razu zauważyło-cudna jest!!!!
Ściskam!
pomysł super i to nic że nie widać 3 wiadomo ze to nie jest 6 :)) Wesołych Świąt :))
OdpowiedzUsuńHIHIHI, ŚWIETNIE WYBRNĘŁAŚ!
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że odrzuciłaś zamiar z kropkami, ciekawe, jak by to jednak wyszło. Kropki nie musiały być równej wielkości, a i regularności to nie jest coś, czego trzeba przestrzegać jak prawa :)