Taborety, które kupiłam w Ikea ok. 8 lat temu, czekały trzy lata na wyrzucenie lub odnowienie. Wyrzucić szkoda było, a odnowienie wydawało mi się jakimś nieosiągalnym celem i tak mijały miesiące.
Aż nadszedł TEN dzień.
Kupiłam papier ścierny, farbę, pędzel i poszło:
A stało się to tak:
Ja się na odnawianiu mebli nie znam. Ale naczytałam się o farbie kredowej i coś drgnęło. Po miesiącach rozmyślań postanowiłam kupić popularną kredową, ale akurat biała wyszła ze sklepu i zostałam z frustracją. Udałam się więc do pana z lokalnego sklepiku typu "mydło i powidło" i pan mi zaproponował farbę akrylową "Śnieżka", wybrał pędzel akrylowy i papier ścierny.
Po powrocie przetarłam papierem zszargane remontami siedzenie. Trwało to jakieś trzy minuty.
Potem już tylko malowanie.
Farba okazała się fantastycznym cudem, bo: kryje wszystko, nie capi, błyskawicznie schnie, jest matowa i przyjemna w dotyku, ma atesty i inne bajery no i nie wymaga lakierowania (i nie rozciaga portfela: 37 zł/ 800ml). I już wiedziałam, że farby kredowe nie będą mnie w przyszłości raczej interesować.
Nie chciałam żadnych przetarć, tylko czystą biel. Machnęłam więc trzy warstwy, a że farba schła w oka mgnieniu, całe malowanie zajęło ok. 40 minut. Jak kończyłam czwartą nogę, siedzenie już było suche, no to dawaj, od początku. Byłam pewna, że przy takim braku cierpliwości, odbije się to jakimś lepieniem taboretu do wszystkiego, ale nie, nic takiego się nie stało. Był suchutki i cały bialutki.
I w zasadzie na tym miał być koniec, ale coś to siedzenie nie dawało mi spokoju.
Myślałam o wykorzystaniu szablonu malarskiego, o szlaczku ludowym, o transferze... Ale zawsze było jakieś ale. I wtedy w głowie zaświtały washi tapes.
Wybór taśm był oczywisty - czerwone i niebieska.
Pierwszy okleiłam kratką:
Drugi zaś czerwonymi pasami:
Do pełni szczęścia wystarczył lakier, bo tak sobie pomyślałam, że wszystkie urocze pupy (łącznie z moją) szybko te taśmy zedrą. A tak, z lakierem, może taborety dłużej wytrzymają.
I przepraszam, bo to nieskromnie zabrzmi, ale wyglądają obłędnie!
Po tej metamorfozie postanowiłam przyspieszać podejmowanie decyzji odnośnie malowania. Dlatego wkrótce pod pędzel trafią krzesła.
Tymczasem taboretami żegnam się z Wami na dłuższy czas, bo wybywamy na wakacje!!
Co wcale nie znaczy, że na leżaku nie będę Was odwiedzać:)))
Do miłego!
pęknie CI wyszło :) ja też przerzuciłam się na śnieżkę - bardzo dobra :) buziaczki. Miłego odpoczynku :))
OdpowiedzUsuńNo wspaniała przemiana !!! No popatrz jak te taśmy się sprawdzają i jakie mają szerokie zastosowanie :) Skoro zabezpieczyłaś lakierem to pewnie przetrwają wszystkie siedzące na nich 4litery ;p
OdpowiedzUsuńMiłego wypoczynku! Wracaj do nas zrelaksowana i natchniona :)
no widzisz Martuś na ilu polach ty jesteś uzdolniona;)
OdpowiedzUsuńfajna metamorfo:-)
niektóre przedmioty muszą swoje odleżeć odczekać na swój moment
u mnie kilka też czeka w kolejce ale co tam nas goni;-)
wypoczywaj i wracaj podłądowana
buziaki
Potwierdzam, taborety wyszły genialnie! Widziałam je na własne oczy i osobiście siedziałam na tym niebieskim :)))
OdpowiedzUsuńUdanych wakacji, Martusia!
No pewnie że są obłędne!!!!!!!!!! Pięknie wyszły!Już nie mogę się doczekać kolejnych Twoich poczynań w tym meblowym temacie:)
OdpowiedzUsuńściskam i wypoczywaj:)
Co tam fałszywa skromność :) prezentują się wspaniale
OdpowiedzUsuńPięknie:) Prosto ,tanio ,a jaki efekt:)
OdpowiedzUsuńMiłego wypoczynku!
Fantastycznie wyszły! Zwykły taboret zamieniłaś w niezwykłą ozdobę każdego pomieszczenia :)
OdpowiedzUsuńWyszły świetnie! Moim faworytem jest ten w paski. Jak to mówią: co się odwlecze,to nie uciecze..:)
OdpowiedzUsuńŚliczniutkie! Z lakierem wytrzymają, z pewnością :-)
OdpowiedzUsuńNo, no - fantastyczna przemiana :) ten w czerwone pasy jest cudny!
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł - okazuje się, że nawet przy niewielkim nakładzie pracy wychodzą fantastyczne meble. Będą super do kuchni :)
OdpowiedzUsuńSuper pomysł na upiększenie stołków!!!
OdpowiedzUsuń