Piwnica moich rodziców to miejsce przepastne.
Kilka izb, wąski korytarz i maleńkie okienka, który wpuszczają do środka niewielką ilość światła dziennego. Ale nawet wtedy, gdy za oknem pełnia słońca, tu panuje półmrok.
Gdy byłam mała piwnica jawiła mi się jako inny świat, do którego niechętnie wkraczałam. Świat tajemniczy i mroczny. Schodziłam doń z duszą na ramieniu i nieodpartą myślą, by jak najszybciej stamtąd wyjść. Bo to najprawdziwsza, stara piwnica była... Pachnąca wilgocią i drewnem, a przy tym chłodna, że skóra cierpła od razu. Po lewej stronie drzwi wejściowych, niemal przy suficie znajdował się włącznik. Pająki uwielbiały wokół niego pleść pajęczyny. Ale muchy omijały je z daleka i pająki padały trupem. I ja musiałam w tę trupiarnię włożyć palec, żeby dosięgnąć włącznika. Tak - ten moment był najstraszniejszy. A potem szłam w dół ceglanymi schodami i dalej korytarzem, mijając kolejne drzwi i kolejne pajęczyny. Wokół panował półmrok, a własny, nikły dość cień gonił mnie po ścianach. Dopadałam do półki z kompotami, burakami i ogórkami, brałam, co stało najbliżej i biegiem z powrotem. Aż się kurzyło. I musiałam znowu do tego włącznika sięgać, żeby światło za sobą wyłączyć...
Dziś piwnicę rodziców odwiedzam rzadko. Nie jawi się już jako inny świat, choć pająki przy włączniki nadal jakoś sympatii nie wzbudzają. Dziś piwnica nabiera zupełnie nowego znaczenia. Bo to przecież jest stara, najprawdziwsza piwnica, co ją pradziadek Jan sam budował. I kryje mnóstwo skarbów, o których nie wiedziałam albo nie pamiętałam... Są tam rzeczy, które przez lata gromadzili rodzice, bo żal wyrzucić, bo może się przyda, bo jest miejsce, gdzie można przechować... I teraz niektóre z nich odkrywam i przywracam do (u)życia.
To z piwnicy wytargałam stary młynek do kawy, który kiedyś wisiał w rodzinnej kuchni. Potem przyszła moda na plastiki (szalone lata 90.!) i młynek nie pasował. Ja przejęłam go już dobre 10 lat temu, będąc młodą mężatką. Ale dopiero teraz znalazł się we właściwym miejscu.
Piękna sprawa: wsypujesz ziarna do pojemnika, kręcisz korbką i zmielona, pachnąca kawa trafia do pojemnika. Nie używałam nigdy, niestety. Albo "stety", bo resztki kawy zmielonej przed wieloma laty cały czas tkwią w młynku. Lubię sobie wyobrażać, kto sobie te ostatnie ziarna mielił...
Docelowo to miejsce ma być kącikiem kawowym. Na barku ma stanąć ekspres ciśnieniowy, na półkach leżeć będą worki z ziarnami kawy z różnych stron świata. Ale w portfelu brakuje nadwyżki, którą można by przeznaczyć na takie zakupy, więc tymczasem kącik kawowy jest kącikiem różności, które lubię mieć pod ręką. I chyba tak zostanie.
Gdy wyremontowaliśmy kuchnię, mama wytargała z piwnicy ceramiczne pojemniki na żywność. Przygarnęłam z wielką ochotą, bo i kolorem, i klimatem dobrze się wpasowały. Jedzenia w nich nie trzymam, bo dekielków brakuje, ale sprawdzają się w różnych innych rolach.
Obok kuchenki, czyli na łyżki i łopaty wszelakie... |
Nad pojemnikiem wytargane z piwnicy talerze ... |
Obok zlewu na szczotki i płyny, co by trochę lepiej się prezentowały... |
Na plastikowe nakrętki do recyklingu. A rozmiarem pojemnik wpisał się dobrze w ulubioną półkę. |
I myślę sobie, jak dobrze, że rodzice mają piwnicę. I że chce im się te różne różności w niej chować. Bo może jeszcze komuś się przydadzą. I myślę dalej... Ile lat te "włocławki" musiały leżeć w kartonie, zanim dojrzałam do tego, że je lubię, że je chcę. Przecież jeszcze kilka lat temu nawet bym się nie obejrzała... A teraz mam i cieszę się nimi bardzo. Bo mają dla mnie wartość nieocenioną. Bo przytargane z piwnicy, a to znaczy bardzo wiele.
Jeju, jaki piękny młynek! Ani chybi, przedwojenny jeszcze.
OdpowiedzUsuńPojemniki na żywność też cudne (również przedwojenne?).
Z Włocławkiem nie kochamy się za bardzo, ale kto wie, kto wie...
Zazdroszczę Ci tej piwnicy rodziców :)
Pozdrawiam,
Inka
piwnica moich rodziców choć mniejsza wzbudzała we mnie podobne uczucia :) dzisiaj do niej nie zaglądam bo oprócz skarbów w postaci korniszonów i buraków nic tam nie znajdę :) młyneczek jest wypasiony :)
OdpowiedzUsuńOch, mam takie samo wspomnienie piwnicy:-) Ale jednak potrezba "pomyszkowania" zawsze była silniejsza od strachu:-) ja niestety w swojej już takich skarbó nie znajdę, przekopałam już wszystko:-) Dobrze, że Ci się poszczęściło - takie przedmioty należy ratować od zapomnienia i dawać im nowe zycie!!!
OdpowiedzUsuńuwielbiam takie starocia:))))))) cudeńka!
OdpowiedzUsuńja mam taki starusieńki młynek, tylko muszę go troszkę odpicować;)
buziaki, dobrego dnia
Ale cudo wytargałaś:-) młynek przecudny i super pasuje do całości.
OdpowiedzUsuńO tak,nasi dziadkowie cz rodzice mieli ciągoty do przechowywania wszystkich chwilowo niepotrzebnych przedmiotów.Bo może kiedyś znów się przydadzą,bo szkoda wyrzucać...Ale dzięki temu dziś można odnaleźć istne skarby,o ile ktoś ma dużą i pojemną piwnicę tudzież strych ;)
OdpowiedzUsuńTwoje skarby idealnie wpasowały się do Martowego kuchennego klimatu :)
wow, super zdobycze:) och gdybym ja mogła poszperać w babcinej piwnicy...
OdpowiedzUsuńJa ostatnio znalazłam stary młynek w piwnicy mamy, pamiętam jak się nim mieliło pieprz , kawę, fajne są takie przedmioty z historią, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńpowiem ci, że ta twoja piwnica to świątynia skarbów :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie przedmioty z ,,historią w tle,,")
OdpowiedzUsuńPiwnica to skarbiec istny,no może nie u mnie,bo 2 razy w roku ja sprzątam by odzyskać miejsce,ale u rodziców,czy babci lubiłam szperać,i zdobycze i klimat...twoje zdobycze zwłaszcza młynek do pozazdroszczenia:)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie starocie :) każdy przedmiot ma swoją historie... często związaną z rodziną w której się znajdował. Jeszcze nie dawno przechowywałam stare szklanki po prababci, niestety przepadły gdy wyjechałam za granicę
OdpowiedzUsuń