wtorek, 11 lutego 2014

Wiertarka poszła w ruch, czyli rzecz o dziurach.

Uzbierało się dziur do wiercenia. Oj, uzbierało.
Nikomu się wiercić nie chciało. Oj, nie chciało.
I wiele rzeczy się wokół walało. Oj, walało.
A mnie to bolało. Oj, jak bolało...

Tym większe więc szczęście nastało,
Gdy na chęci się wszystkim zebrało.
I potu się wiele wylało, 
bo wiele dziur wszelkich powstało.

Powstała spora dziura na mosiężny zegar po dziadku. Ciężki jak diabli. Ale lubię go bardzo, bo i pamiątkowy, i piękny. Ma w sobie grację, siłę i urok, którego na próżno szukać w nowoczesnych mechanizmach.


Niedaleko zegara powstała dziura na wieniec. Biedak stał do tej pory na komodzie, spadając od czasu czasu. Szczęśliwie nie zabił siebie ani żadnego przechodnia. Teraz troszkę golutki, już bez świątecznych zawieszek. Służy jako gniazdo, ale wkrótce zaprezentuje się w wiosennej szacie, którą już obmyślam.


Trzecia dziura, a w zasadzie cztery kolejne przeznaczone zostały na maleńką półeczkę, której zadaniem jest wypełnić pustawy róg pokoju. Półka jest do niczego, czyli do wszystkiego. Jest to typowa kurzołapka, która jednak z powodzeniem będzie służyć do wystawiania okazyjnych dekoracji. Czyli w zasadzie jest bardzo potrzebna. Teraz pojawiły się na niej dość przypadkowe rzeczy, zebrane z okolicznych kredensów i parapetów. Jeszcze zimowo, a jakże. 


Dziury na plakat Black Sabbath nie będę pokazywać, choć sprawiła najwięcej kłopotów. Teraz bowiem pragnę zaprezentować dziury absolutnie najważniejsze! Czekałam na nie cały tydzień, czyli od momentu, gdy moja maszyna stanęła w kąciku krawieckim. Teraz - za sprawą dziur - towarzyszą jej dwa drewniane wieszaki, które kiedyś służyły nam w korytarzu. Wieszam na nich wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do szycia i jestem przeszczęśliwa!


Moje szczęście rozumieją wszyscy, którzy na co dzień borykają się z wystawianiem i chowaniem maszyny. Jest to ciemna strona szycia, która zawsze mnie frustrowała. Ale nie tylko szyjących ten problem się tyczy. Myślę o wszystkich, którzy tworzą bez własnego kąta, zmuszeni co chwila ukrywać swoje skarby, bo na przykład robią bałagan. Tragedia...

Ja w moim kąciku umieściłam tylko to, co jest niezbędne do pracy z maszyną. Krojenie to już zupełnie inny rewir w domu. 




Jest i moja rolka na lamówki :)


Kącik jeszcze nie jest skończony. Muszę "dowiesić" tablicę korkową. To będzie moja mapa inspiracji i dostarczyciel informacji. Ale o tym w najbliższym czasie, a ja już teraz cieszę się z mojego kąta i wszystkich dziur, które udało się wywiercić. Do pracy!

9 komentarzy:

  1. To się nazywa dopiero "być bohaterem w swoim domu":) Brawo! Kącik do pracy super:D

    OdpowiedzUsuń
  2. No i teraz pięknie wszystko wisi:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No trochę się nawierciliście ;p Taka półeczka z wieszaczkami i mi się marzy.Nie mówiąc już o chociażby małym ,ciasnym ale własnym kąciku do robótek wszelakich.Ale w tym temacie nic nie da się zrobić,nie ma miejsca ;[[
    Bużka ;0

    OdpowiedzUsuń
  4. Super kącik zazdroszczę...ale pozytywnie:)))))))) Miło u Ciebie ...zostaje:))))))))Pozdrawiam Monia


    OdpowiedzUsuń
  5. O, widze ze mieszkasz w stylu schabby chic! bliski jest memu sercu :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, choć u mnie pomieszanie z poplątaniem:) Jest i shabby, jest skandi, jest retro, odrobina Anglii i jeszcze wiejskie klimaty:))

      Usuń
  6. Zazdroszczę miejsca do szycia. Ja wprawdzie mam w sypialni mojego starego Łucznika z szafką, ale pełni on bardziej funkcję ozdobną (szafka została odmalowana, dostała ceramiczne gałki i stoją na niej zdjęcia :P). Mam tam też tkaniny, ale szycie odbywa się najczęściej w salonie, na stole w części jadalnej, krojenie na podłodze, taśmy do wypustek są w garderobie, a maszynę, na której aktualnie szyję, wyciągam z przedpokoju :P
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń