- Zrobisz mi nowe spodnie na koncert? Bo tamte już wytarte...
- No zrobię. A co konkretnie?
- Nic szczególnego. Naszywki znowu.
- No dobra - sapnęłam. Bo poprzednim razem, czyli cztery lata temu, przyszywałam naszywki w ósmym miesiącu ciąży. Nie miałam wówczas pojęcia o czymś takim jak maszyna do szycia. I trzy naszywki naszyłam zygzakiem ręcznie. Nie wspominam tych chwil zbyt dobrze. Ale teraz przecież powinno być prościej.
Miesiąc temu mąż wrócił do tematu.
- Mam już naszywki. Zrobisz do 5 maja?
- Oczywiście - rzekłam z błogą nieświadomością, gdy tymczasem mąż wysypał przede mną ponad tuzin naszywek do przyszycia. Sapnęłam, przewróciłam oczami i jeszcze raz sapnęłam.
- Chyba żartujesz! Ile tego?! - odpaliłam z pretensją.
- Tak troszkę przecież tylko. Masz teraz maszynę, to bułka z masłem!
Bułki nie było, masła też nie. Było za to trudno. Dżins jak to dżins - twardy. Ale ja byłam równie twarda i parłam uparcie do przodu. Maszyna już nawet nie protestowała, gdy naciągałam na nią nogawki. Sapała tylko...
Maszyna tortury przeżyła straszne. Ja też. I tak razem tkwiłyśmy w tym najgorszym projekcie szyciowym świata. Pod igłę trafili weterani muzyki mniej lub bardziej progresywnej: Metallica, Pink Floyd, Lacrimosa, Opeth, Dream Theater, Tool i coś tam jeszcze, ale nie pamiętam już co.
'Master o Puppets' wszyło się krzywo. Musiałam poprawiać. Sapałam przy tym strasznie. I ostatecznie wszystkie wszywki wykończyłam ręcznym ściegiem, a Pink Floyd w ogóle całe ręcznie trza było naszyć, bo kształt kółkowy nijak pod maszynę nie pasował.
I są. Progresywne spodnie koncertowe. Dziś mąż dziękował cudnie i kazał się obfotografować. Bez głowy. Ot, taka progresywna fota. Dumny wyruszył w spodniach na koncert.
I z wrażenia zapomniałam, czyj to koncert dzisiaj. Uuuups... Ale spodnie są. Jak ktoś na koncercie spotka gościa w takich pojechanych portkach, to mój ci on.
PS. Pozdrowienia dla progresywanego Arka - kolegi koncertowego męża - który bloga regularnie odwiedza:)))
Kobieta się napracowała, a mąż dumny pięknie prezentuje jej dzieło - zgrana para :) mój póki co czapkę przeze mnie uszytą dzielnie nosi choć do ideału to jej dalllleeeekkkkooo :) kochani Faceci :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo to pracy miałaś nie mało ale efekt końcowy zachwycający :) pozdrawiam, Basia
OdpowiedzUsuńDobra żona z Ciebie, a mąż fajnej muzy słucha :D
OdpowiedzUsuńO matko,znowu się uśmiałam do łez ;:)) Twój ukochany mąż powinien cię na rękach nosić i po pietach cię całować za to poświęcenie i ta tyrkę ;p
OdpowiedzUsuńA co do muzy-to ja też siedzę w takich klimatach jak twój luby :) Miałam pytać na jaki koncert się wybrał ale widzę ,że z wrażenia-lub przerażenia i zmęczenie-zapomniałaś ;p
Uściski ♥
Świetny efekt, ale Twoja maszyna mówi do ciebie wielkimi liczbami :) :)
OdpowiedzUsuńTo namęczyłaś się z naszywkami. Ale ważne, że dałaś radę:)
OdpowiedzUsuńNieźle się uśmiałam!ależ z Ciebie cudna żona jest-bez dwóch zdań!!!!teraz tylko czekać aż wymyślisz równie "łatwe zadanie"do wykonania lub tzw. bułkę z masłem dla męża:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam sedecznie
Bułka z masłem? Taaa...
OdpowiedzUsuńJa mam jedną naszywkę do przyszycia na synowskich portkach i zabieram się do niej z oporami. Gratuluję wytrwałości.
Pozdrawiam.
Cóz my nie robimy dla tych swoich męzczyzn... ;-)) tych dużych i tych małych czywiscie ♥
OdpowiedzUsuńspodnie super!! podziwiam, bo jeans rzeczywiscie nie jest fajny.... wiem, bo co chwila szyję łaty na kolanach....
A odwiedzam, odwiedzam, podziwiam i szczerze zazdroszczę Twojemu Mężulkowi, a mojemu koncertowemu koledze, takiej zdolnej i otwartej na jego muzyczną pasję Żoneczki :) spodnie są naprawdę EKSTRA, ale ta okrągła naszywka to chyba Black Sabbath, a nie Floydzi ;p a moim ulubionym muzyczno-domowkratkowym wpisem był ten o nabytym zresztą przeze mnie naciągu ;) pozdrowionka !!!
OdpowiedzUsuńOj, Arek, miałeś nie zdradzać mojej pomyłki!! :))) Niech będzie BS:)) Pozdrowienia!
UsuńNo odjechane portasy! :) Nie zazdroszczę przyszywania.. ;)
OdpowiedzUsuńUps...właśnie się skapnęłam, że mój mężulo w następny weekend jedzie na koncert... Wybacz, nie pokażę mu zdjęcia Twojego dzieła...na razie ;) Koszulka mu wystarczy z odpowiednim napisem ;))
Pozdrawiam!
super spodnie, znam wielu takich co by chcieli takowe posiadać ;)
OdpowiedzUsuńEfekt świetny. Wszystkie tak równiutko ponaszywane:) Musiałaś się napracować, ale warto było:) Pozdrawiam cieplutko i zapraszam do siebie. Ania
OdpowiedzUsuń