Ten post miał być zupełnie o czymś innym.
A tu niespodziewanie pojawił się nowy obiekt moich westchnień wnętrzarskich. Wszystko przez tak zwaną szybką wizytę w sklepie znanej sieci z domowymi bajerkami. Weszłam po poduszki, bo mają tanie. I rzeczywiście - poduszki kupiłam w liczbie trzy. Czyli plan zakupów został wykonany. I pewnie na tym by się moja wizyta zakończyła, ale w drodze do półki poduszkowej na oczy rzuciło mi się kilka dekoracji, z których jedna... Jakby to ująć...
Wywołała ciche sapnięcie, wyrażające błogi zachwyt i wewnętrzne poczucie "MUST HAVE".
A oto i ona:
Niewielka, biała latarnia. Trochę koronkowa, trochę arabska (marokańska?), trochę romantyczna. Cudna po prostu. Za całe 19 złotych. Może nie wypada o cenie mówić, ale mam w sobie instynkt myśliwego i każda upolowana okazja jest okazją do pełnej satysfakcji.
Musiałam od razu przymierzyć ją do mojego ulubionego zegara, który wydaje się pochodzić z tej samej bajki. Razem stworzyli duet niepowtarzalny, choć za bardzo bili się o palmę pierwszeństwa.
I jeszcze pokazać muszę cienie...
Ach, i jeszcze muszę przedstawić nasze nowe zwierzę!
Oczywiście rodem spod maszyny. Czarnego kota uszyłam dzień wcześniej. Sama się śmiałam z takiego "kotowego" pomysłu. Teraz śmieje się każdy, kto kota zobaczy, więc chyba jednak dobrze, że go sobie wymyśliłam :) Biega wszędzie...
A oczy ma tak czarne, że ich nie widać...
Ostatecznie kot i latarnia wylądowali na komodzie RTV, dzielnie wypełniając lukę między głośnikami.
Powracam do relacji z polowania...
Gdy już latarnia znalazła się w pierwszej garści, a w drugiej dzierżyłam trzy poduszki, zobaczyłam go...
Czarny, pękaty, ze sznurkiem jutowym i pokryty farbą tablicową. Za całe 9,99.
Czajnik jakiego jeszcze nie miałam.
Wyjątkowy jest. Fajowy jest. Taki gadżet, w zasadzie do niczego nie potrzebny, a jednak ma moc! Docelowo jego miejsce będzie w kuchni, ale póki co wpasował się w korytarzowy kącik lustrowy. Wygląda tak, jakby dosłownie stał na komodzie (efekt wybitnie przypadkowy:)))
Oczywiście od razu pojawił się temat do przemyśleń:
"cóż mądrego mogę na tym czajniku napisać..?
jakaś złota myśl przewodnia..?
jakaś refleksja dla potomnych..?"
I tak mnie to myślenie ubawiło, że postanowiłam tę chwilę uwiecznić.
I tym radosnym akcentem kończę, spoglądając na uroczą latarenkę.
Polowanie uważam za udane.
Instynkt myśliwego to bardzo dobra rzecz - cieszy, gdy kupimy coś pięknego za nieduże pieniądze:-) Latarenka daje piękne refleksy, wyobrażam sobie jak jest wieczorem:-)
OdpowiedzUsuńNo to zakupy udane na 300% :) Ja też jak wchodzę do Tego sklepu to zawsze coś upatrzę.Nie zawsze kupuję bo nie każda rzecz pasuje do wystroju ale są tam naprawdę cudne drobiazgi ;)
OdpowiedzUsuńNiezłe łupy:) śmieszny goniący kot:)
OdpowiedzUsuń...też go mam ;)
OdpowiedzUsuńa...a latarenka super pasuje do zegara :)
OdpowiedzUsuńSuper łowy, wszystko ślicznie pasuje. Bardzo mi się podobają koronki w drzwiczkach, przecudnie to wygląda:)
OdpowiedzUsuńFantastyczna latarenka. Kot ideał - piękny i niewymagający. Jeść nie woła, kupek nie trzeba sprzątać.
OdpowiedzUsuńPrawda. Kot ideał.
UsuńHaha czajniczek .. haha the best xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Violetta
Kot czarny, jak mój, tylko ta moja paskuda jest żywa :D A latarnia przepiękna, mam bzika na punkcie latarni, które sama robię też ze słoików :D I jestem w nich zakochana, chociaż to nieładnie tak się zachwycać swoją pracą :P
OdpowiedzUsuńurocze gadżety, laterenka pięknie rozświetla światełko!
OdpowiedzUsuń