środa, 6 listopada 2013

Polowanie i kot

Ten post miał być zupełnie o czymś innym.

A tu niespodziewanie pojawił się nowy obiekt moich westchnień wnętrzarskich. Wszystko przez tak zwaną szybką wizytę w sklepie znanej sieci z domowymi bajerkami. Weszłam po poduszki, bo mają tanie. I rzeczywiście - poduszki kupiłam w liczbie trzy. Czyli plan zakupów został wykonany. I pewnie na tym by się moja wizyta zakończyła, ale w drodze do półki poduszkowej na oczy rzuciło mi się kilka dekoracji, z których jedna... Jakby to ująć... 

Wywołała ciche sapnięcie, wyrażające błogi zachwyt i wewnętrzne poczucie "MUST HAVE".

A oto i ona:


Niewielka, biała latarnia. Trochę koronkowa, trochę arabska (marokańska?), trochę romantyczna. Cudna po prostu. Za całe 19 złotych. Może  nie wypada o cenie mówić, ale mam w sobie instynkt myśliwego i każda upolowana okazja jest okazją do pełnej satysfakcji.
Musiałam od razu przymierzyć ją do mojego ulubionego zegara, który wydaje się pochodzić z tej samej bajki. Razem stworzyli duet niepowtarzalny, choć za bardzo bili się o palmę pierwszeństwa.


I jeszcze pokazać muszę cienie... 


Ach, i jeszcze muszę przedstawić nasze nowe zwierzę!

Oczywiście rodem spod maszyny. Czarnego kota uszyłam dzień wcześniej. Sama się śmiałam z takiego "kotowego" pomysłu. Teraz śmieje się każdy, kto kota zobaczy, więc chyba jednak dobrze, że go sobie wymyśliłam :) Biega wszędzie...

A oczy ma tak czarne, że ich nie widać...



Ostatecznie kot i latarnia wylądowali na komodzie RTV, dzielnie wypełniając lukę między głośnikami.

 

Powracam do relacji z  polowania...

Gdy już latarnia znalazła się w pierwszej garści, a w drugiej dzierżyłam trzy poduszki, zobaczyłam go...
Czarny, pękaty, ze sznurkiem jutowym i pokryty farbą tablicową. Za całe 9,99.

Czajnik jakiego jeszcze nie miałam.


Wyjątkowy jest. Fajowy jest. Taki gadżet, w zasadzie do niczego nie potrzebny, a jednak ma moc! Docelowo jego miejsce będzie w kuchni, ale póki co wpasował się w korytarzowy kącik lustrowy. Wygląda tak, jakby dosłownie stał na komodzie (efekt wybitnie przypadkowy:)))


Oczywiście od razu pojawił się temat do przemyśleń:

"cóż mądrego mogę na tym czajniku napisać..?
jakaś złota myśl przewodnia..? 
jakaś refleksja dla potomnych..?"



I tak mnie to myślenie ubawiło, że postanowiłam tę chwilę uwiecznić.



I tym radosnym akcentem kończę, spoglądając na uroczą latarenkę.

Polowanie uważam za udane. 

11 komentarzy:

  1. Instynkt myśliwego to bardzo dobra rzecz - cieszy, gdy kupimy coś pięknego za nieduże pieniądze:-) Latarenka daje piękne refleksy, wyobrażam sobie jak jest wieczorem:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to zakupy udane na 300% :) Ja też jak wchodzę do Tego sklepu to zawsze coś upatrzę.Nie zawsze kupuję bo nie każda rzecz pasuje do wystroju ale są tam naprawdę cudne drobiazgi ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezłe łupy:) śmieszny goniący kot:)

    OdpowiedzUsuń
  4. a...a latarenka super pasuje do zegara :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super łowy, wszystko ślicznie pasuje. Bardzo mi się podobają koronki w drzwiczkach, przecudnie to wygląda:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fantastyczna latarenka. Kot ideał - piękny i niewymagający. Jeść nie woła, kupek nie trzeba sprzątać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Haha czajniczek .. haha the best xD

    Pozdrawiam
    Violetta

    OdpowiedzUsuń
  8. Kot czarny, jak mój, tylko ta moja paskuda jest żywa :D A latarnia przepiękna, mam bzika na punkcie latarni, które sama robię też ze słoików :D I jestem w nich zakochana, chociaż to nieładnie tak się zachwycać swoją pracą :P

    OdpowiedzUsuń
  9. urocze gadżety, laterenka pięknie rozświetla światełko!

    OdpowiedzUsuń