Starych bułek nikt nie chce jeść.
Zwłaszcza tych z "Biedronki", bo one starzeją się w błyskawicznym tempie i już wieczorem potrafią być niezjadliwe. I nawet na grzanki się nie nadają. Na szczęście kaczki z pobliskiego parku mają zupełnie inne zdanie na temat starego pieczywa i chętnie takowe pałaszują. Zwłaszcza teraz rzucają się na każdy okruch, chcąc trochę ochronnego tłuszczyku na zimę zapuścić. Tym bardziej, widząc ich sympatię dla biedronkowych buł, odkładamy każdy kawałek, który w naszych oczach nie nadaje się już do niczego. Dla kaczek się nadaje i to wystarczy. I tu opowieść skręca na inne tory. Bo nie o bułki, nie o kaczki, ba - nawet nie o biedronkę tu chodzi, ale o to,
gdzie owo niechciane pieczywo przechowywać.
Worki foliowe - brzydkie, szeleszczące, pogniecione - snują się czasem po kuchni, skutecznie zaburzając moje poczucie ładu i piękna. Bo choć mają swoje miejsce pod zlewem, to jednak zawsze znajdzie się jeden, który pałęta się na blacie, na parapecie, na taborecie albo w innym strategicznym miejscu, które ja ciągle widzę. Tak od miesięcy było z workiem na stare pieczywo. Niechciana bułka lądowała w plastikowej siatce, za nią następna i następna. A że kaczki nie zawsze udawało się odwiedzić tak często, jak worek by na to wskazywał, to też jego objętość stawała się pękata, a on sam wędrował za blatu na parapet i z powrotem, wadząc wszystkim, czyli mnie. Dociekliwy człek spyta:
"a do szafki schować się nie chciało, hę?"
Otóż nie. Ten patent, przerobiony w przeszłości, zaowocował masowym wykwitem szarego kożucha na bułkach, bo wszyscy o nich zapomnieli. A zapomnieli, bo nie widzieli - worek leżał w szafie. I już myślałam, że przez resztę życia przyjdzie mi chować te nieszczęsne bułki do plastikowej siatki, aż pewnego dnia...
Uszyłam torbę na stare pieczywo.
Owa torba jest moim pierwszym torebkowym dziełem. Od początku wiedziałam, że zawiśnie na haczykach pod nową półeczką. Stąd wymiary: szerokość - od haczyka do haczyka; i "długa" długość - by sporo bułek się zmieściło. I mimo, że to debiutancki projekt, udało się połączyć dwa materiały, dorzucić koronkę, a nawet guziczek.Największym wyzwaniem okazało się wszycie dna, ale wybrnęłam z kłopotów.
Kaczki się cieszą, że dostają jeść, dzieci się cieszą, że karmią kaczki, a ja się cieszę, że na blacie już nie zalega plastikowy worek. A i w parku prezentowaliśmy się bardzo stylowo:)
W kolejce do szycia czekają kolejne torby.
Między innymi na świeże pieczywo:)
bardzo fajny pomysł! debiut torebkowy udany:)
OdpowiedzUsuń:) dzięki, dzięki :))) byle do następnej torby...
UsuńStylowo-kratkowo, jak na Dom w kratkę przystało :)
OdpowiedzUsuńPółka/szafka skradła moje serce, jest po prostu przepiękna!
Pozdrawiam,
Inka
Śliczna torba.
OdpowiedzUsuń:-( nie chcę pouczać ... sama to wiem od niedawna, przyrodnicy krzyczą, by nie dawać ptactwu pieczywa, źle wpływa na ich układ trawienny
OdpowiedzUsuńkiedyś lubiłam karmić kaczki pieczywem, ale po tych informacjach już tego nie robię
za to woreczek ... stylowy bez dwóch zdań :-)))))))))))))0
Taki woreczek to świetny pomysł:D
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się ta półeczka, można wiedzieć gdzie takie cudne rzeczy sprzedają?:)
:))) Moją półeczkę wypatrzyłam w galerii internetowej Brocante, ale kiedyś widziałam ją też u jakiegoś sprzedawcy na allegro. Pozdrowienia!!
UsuńRewelacyjna półeczka!
OdpowiedzUsuń